niedziela, 17 stycznia 2016

009. teren

koń: *Californication, Sweet Melody, *Avenger, A Trophy Father Trophy Son & Nadish
jeździec: Justin, Nicol, Emilia, Alex & Greg
inni:

Dzisiaj mieliśmy ruszyć wszystkie nasze konie, które chodziły cross. Niestety było za gorąco na prawdziwy trening na torze, dlatego zdecydowaliśmy się na długi teren. Z początku miałam problem żeby przydzielić komuś Cali ale w końcu na jej jeźdźca wybrałam Jusa, co może być śmieszne gdyż klacz za nim nie przepada, jednak nikogo innego nie miałam.
Kiedy wszystko było ustalone, poszłam sobie już po Synka, który szalał w najlepsze na pastwisku. Widząc mnie zatrzymał się zaciekawiony, ale widząc że nie mam smakołyków dalej się bawił. Westchnęłam i przeszłam przez ogrodzenie aby go złapać. Szło mi to marnie bo co chwilę uciekał. Ku mojemu szczęściu na pastwisko przyszła też Emilia i złapała Avengera a za gniadym przyleciał też mój karusek. Wykorzystałam to i złapałam za kantar a potem obie zaprowadziłyśmy ogiery przed stajnię. Tam czekał już na mnie jego sprzęt, który przyniósł mi Justin zanim poszedł zająć się Cali.
Każdy zajął się swoim rumakiem a kiedy byliśmy gotowi i siedzieliśmy na grzbietach, można było ruszać. Ja zaczynałam zastęp a Justin na kasztance go zamykali. Puki co konie były spokojnie i szły żwawo brzegiem ulicy. Naszym celem była ścieżka w lesie jedna z dłuższych a potem przejazd przez plażę. Cała trasa miała nam zająć do dwóch godzin. Avenger jechał za nami i słyszałam jak Emi ogarniała go żeby nie zarzucał łbem. Musiała mieć ogiera na zebranych wodzach i pod stałą kontrolą żeby przez przypadek jej nie poniósł albo czegoś nie odwalił, mimo to byłam dobrej myśli. 
Przeprasza brzegiem ulicy była całkiem udana, oprócz jednego razu, gdzie Nadi trochę spłoszył się auta, które jechało za szybko. Kiedy Greg go uspokoił wjechaliśmy akurat w las i tam jakby naszym rumakom przybyło sił, gdyż każdy chciał wyprzedać tego przed sobą a niektóre jak Melody czy Cali chciały się już puścić galopem. Nicol mimo to radziła sobie z pobudzoną klaczą. Justin oczywiście miał największe problemy bo ruda Cali totalnie go olewała mając przy tym zabawę.
- Oj Jus, nadal Cię nie lubi.
- Zamknij się Greg i sam sobie na niej pojeździj a potem się odzywaj.
No cóż, dobry humor Justina właśnie się skończył i już nikt się do niego nie odezwał bo wiedział czym to grozi.
Kiedy ścieżka w lesie poszerzyła się z wąskiej na bardzo szeroką zdecydowałam się na kłus. Dałam reszcie znak i po chwili każdy rumak ku swojemu zadowoleniu mógł sobie kłusować. Oczywiście kolejność trochę się zmieniła bo Trophy został wyprzedzony przez Avengera ale nie przeszkadzało nam to. Synek był fajnie ogarnięty i szedł żwawo ale tak jak ja to narzucałam. Zrównałam się po chwili z Nicol i uśmiechnęłam do niej szeroko na co mi odpowiedziała. Zaobserwowałam też, że Nadish co raz lepiej dogaduje się z Gregiem, więc od razu to wykorzystałam.
- Hej Greg, może chciałbyś pod swoje skrzydła przygarnąć też Isha? 
- No nie wiem. Zajmuję się bardziej skokowymi perełkami i czasami ujeżdżeniem.
- Ale cross jest podobny a siwy Cię lubi. No to jak?
- Niech Ci będzie. -westchnął na co ja uśmiechnęłam się zwycięsko i po chwili jazdy wróciłam na pozycję lidera w zastępie, ponieważ reszta rumaków zdążyła już spuścić część energii. Były przez to ogarnięte i nie wymuszały tak szybszego tempa.
Kłusem jechaliśmy jeszcze jakieś dobre 20 minut i w końcu dotarliśmy na plażę, gdzie na początku musieliśmy zwolnic do stępa z powodu dużej ilości osób. 
Justin przeklinał do siebie ponieważ Cali ciągnęła bardzo w stronę wody i dalej miała go gdzieś co wywołało u nie których cichy śmiech.
Stępem jechaliśmy brzegiem plaży tak aby konie mogły chociaż trochę zamoczyć kopytka. Kiedy wjechaliśmy na dalszą część plaży, gdzie osób było już znacznie mniej, zwiększyliśmy odległości i ruszyliśmy kłusem. Konie szły na prawdę grzecznie i nawet Cali lekko się ogarnęła.
Do kilkunastu minutach dojechaliśmy do naszego miejsca, gdzie zawsze pławimy rumaki. Oczywiście Synek do wody wszedł od razu, za nim Cali oczywiście miała na to pozwolenie Jus'a i dopiero reszta koni, która wchodziła stopniowo.
Na brzegu został tylko Avenger, z którym Emilia jeździła kłusem po kole i robiła zatrzymania albo jakieś pojedyncze figury ujeżdżeniowe.
W wodzie spędziliśmy dość sporo czasu, dlatego w końcu ogarnęłam grupę i ruszyliśmy dalej. Z początku był stęp i dopiero po chwili dałam sygnał do galopu. Synek poszedł bardzo fajnie i nie narzucał swojego tempa za co byłam mu grzeczna.
Avenger znacznie grzeczniejszy niż na początku terenu słuchał się również w galopie. Cali w końcu zaczęła współpracować z chłopakiem, który po raz pierwszy od wyjazdy się szczerze uśmiechnął. Reszta koni szła jak marzenie, słuchając się swoich jeźdźców i rozkoszując ładnymi widokami.
Przed nami był pagórek, którego spokojnie można było pokonać w galopie tak, jak na torze crossowym. Synek aż za bardzo chciał się pokazać przed swoimi kolegami i nagle wystrzelił jak rakieta aby podbić pagórek. Westchnęłam i tam poczekałam na resztę koni. Jak z końmi crossowymi bywa, odbyło się bez większych problemów.
Przed nami była już tylko droga, która w większości składała się z jakiś zakrętów ale była prosta i piaszczysta. Utrzymaliśmy więc konie w galopie przez około 5 minut i dopiero tam zwolniliśmy do kłusa. Po drodze trafiło się kilka możliwości do skoków, jak jakieś zwalone drzewo i niski krzaczek. Większość koni poszło fajnie tylko jakoś Melody skoczyła dziwacznie ale za drugim razem się poprawiła.
Po 20 minutach cała nasza gromadka wjechała już na teren stadniny. Tam każdy zajął się swoim koniem i kiedy wszystko było ogarnięte a konie wygłaskane w swoich boksach, ruszyliśmy do domu na krótki odpoczynek przed kolejną pracą. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz