środa, 28 października 2015

002. trening ujeżdżeniowy

koń: Mascarpone
jeździec: Alex
inni: Harry

Matt wziął sobie kilka dni wolnego, bo musiał wyjechać z kraju do rodziców, którzy się pochorowali i potrzebowali teraz jego opieki. Ustaliłam z nim, że pod jego nieobecność przejmę pod opiekę jego konie. Dzisiaj akurat miałam mieć jazdę z najtrudniejszym. Masco...cóż, trzeba być dobrej myśli.
- Harry, idę do Poncia a ty idziesz ze mną i mnie asekurujesz. Pomoc się przyda.
- Dobra, idę-mruknął i jakoś oderwał się od telewizora. Wyszliśmy na dwór, gdzie znajdowała się reszta kadry. Większość odpoczywała albo kończyła jakieś lekkie zajęcia. Posłałam uśmiech każdemu a potem poszłam do stajni. Oczywiście gniadosz stał w swoim boksie i wpatrywał się w Nas złowieszczym wzrokiem. Cały on.
- No...to ty go sobie wyprowadź a ja skoczę po sprzęt-powiedział Hazz i w sekundzie go już nie było. Tsa, ta odwaga. Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam boks ogiera a potem weszłam do środka. Położył uszy do tyłu ale dzielnie wyprowadziłam go za kantar na korytarz i przypięłam do przywiązanego już uwiązu. Obserwował każdy mój ruch nie spuszczając ze mnie wzroku. Wzięłam się za jego czyszczenie w momencie kiedy przylazł Hazz i położył obok sprzęt. To zainteresowało gniadosza i zajął się tym, dlatego mogłam spokojnie i szybko go wyczyścić. Pod koniec zostałam prawie zdeptana ale na szczęście nic innego. Z osiodłaniem pomógł mi już na szczęście Barnes i poszło w miarę dobrze. Zaczynam zauważać maluteńką poprawę u tego ogierka. Pogłaskałam go po szyi a potem założyłam kask i ruszyłam z Mascem w stronę hali. Harry oczywiście podążał za mną, ponieważ dobrze wiedział, że ten koń w każdej chwili może coś odwalić.
Na hali chłopak przytrzymał mi go a ja jak najszybciej się dało usiadłam w siodło. Ledwo Hazz go puścił a on od razu zaczął bunty. Z początku wcale nie chciał ruszyć a jak już zaczął stępować to we wszystkie kierunki tylko nie tam gdzie chciałam ja. Super. Zebrałam mu jeszcze bardziej wodze i jednocześnie zaczęłam żałować, że nie wzięłam bacika ponieważ sam jego widok powoduje, że ogier się chociaż trochę ogarniał. Trudno, będę musiała sobie dać radę bez tego. Przez jakiś czas szarpałam się z nim jeszcze usiłując wytłumaczyć mu, że to ja jestem tutaj szefem a kiedy trochę ustąpił pochwaliłam go. Byłam cały czas czujna żeby w razie czego móc szybko zareagować ale szedł grzecznie. Udało mi się zrobić nawet parę wolt w stępie. Oczywiście pochwaliłam go, bo dawno nie zdarzyło się tak, żeby był tak grzeczny Dorasta i mądrzeje nam konisko. Zmieniłam kierunek, porobiłam ciaśniejsze wolty i inne rzeczy na rozciągnięcie naszego pana a potem dałam sygnał do szybszego chodu. Oczywiście ruszył jak torpeda galopem a ja prawie wyleciałam z siodła. Tak być nie może. Zatrzymałam go, utrzymałam z trudem w stójce a potem ponowiłam sygnał. Tym razem załapał i poszedł ładnie kłusem. Szarpał od czasu do czasu głową, próbując wyrwać mi wodzę, ale chyba zajarzył, że ja tu rządzę i że ze mną nie ma tak łatwo. W kłusie zmieniliśmy kierunek przez przekątną, gdzie kazałam mu wyciągnąć chód. Na krótkich ścianach przeszliśmy do zebranego co wyszło mu całkiem fajnie. Pochwaliłam go i poprosiłam o ustępowanie. Machnął jakoś wojowniczo głową ale potem fajnie krzyżował nóżki i szedł bez buntów.
- Ustaw mi drągi, przejadę kilka razy-rzuciłam do Hazzy, który kiwnął głową i wziął się do roboty. Ja w tym czasie porobiłam jeszcze zatrzymania z kłusa, gdzie oczywiście zaczęły się bunty, ale dałam sobie z tym radę. Masco zaczął się ładnie zbierać i ogólnie pracował o wiele lepiej niż kilka miesięcy temu.
Kiedy drągi były gotowe, zakręciliśmy i nakierowałam go na nie. Jakoś za nimi od początku nie przepadałam i byłam pewna, że zacznie coś kombinować, ale przejechał ładnie wysoko podnosząc kopytka i utrzymując równowagę. Przećwiczyliśmy to jeszcze parę razy a następnie najechałam na koło i zaczęliśmy rzucie z ręki. Ładnie wydłużał i skracał szyję nie tracąc równowagi i odpowiadając na moje sygnały. Oczywiście dostał w nagrodę trochę stępa na luźnych wodzach. Kiedy stwierdziłam, że koniec stępowania zebrałam wodzę i dałam sygnały do galopu. Nie miał nic przeciwko i przeszedł w miarę płynnie. Trzymałam go na kole a potem zjechaliśmy pod ścianami hali. Z początku pozwoliłam mu mieć swoje tempo i styl galopu, ale po dwóch okrążeniach przeszliśmy do zebranego a potem kiedy uznałam, że poszło mu dobrze to roboczego. Był już dość mocno spocony, dlatego postanowiłam poćwiczyć jeszcze przejścia galop-kłus-galop a po około 15 minutach dałam mu spokój. Zatrzymane wykonał bardzo poprawnie, dlatego pogłaskałam go i dałam mu odpocząć na zupełnie luźnych wodzach.
Kiedy był porządnie rozstępowany, Harry otworzył nam drzwi od hali i wjechałam z nim na korytarz stajni ogierów. Oczywiście reszta panów, która była akurat w swoich boksach wystawiła główki z zaciekawieniem. Kilka koni zarżało i Masco oczywiście im odpowiedział a potem grzecznie zatrzymał się pod swoim boksem. Zsiadłam z niego i jeszcze wygłaskałam, bo szczerze powiedziawszy spodziewałam się gorszego zachowania a był całkiem grzeczny. Przypięłam go do koniowiązu i ściągnęłam siodło a potem całą resztę. Dałam mu cukierka i wstawiłam do boksu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz