koń: Midnight Jewel
jeździec: Alex
inni: Greg, Justin, Harry
Poranne wstawanie zdecydowanie nie jest dla mnie. Jęknęłam widząc godzinę 5.00 na zegarku ale ostatecznie jakoś dało radę i wstałam. Poszłam do łazienki po drodze spotykając Grega, który mruknął mi ciche "cześć" i potykając się o własne nogi zszedł na dół.
Kiedy byłam gotowa to dołączyłam do moich panów w kuchni. Harry jak zawsze zajmował się gotowaniem, więc Jus i Greg siedzieli przy stole i zasypiali.
- Witam wszystkich, konie nakarmione?
-I wypuszczone. Tylko Jewel została w boksie, tak jak chciałaś-odpowiedział uśmiechnięty Hazz.
- Dobra, dzięki.-usiadłam do stołu a kiedy dostałam swoją porcję tradycyjnych, ale również przepysznych naleśników Harry'ego, od razu zaczęłam jeść.
James i Nicol pewnie jeszcze spali, ale byli młodsi więc mieli do tego prawo. Śniadanie przebiegło w ciszy ponieważ większość towarzystwa była nadal senna.
- Ok, dziękuję za pyszne śniadanko. Zmykam do stajni. Wy jakie macie plany na dziś, panowie?
- Odbiór kolejnych koni-mruknął Greg a potem od razu ziewnął i dodał-mają być za pół godziny.
- Ja biorę Vice a potem Jameele na skoki-powiedział Justin i uśmiechnął się nawet.
- Jeszcze nie wiem, myślę, że dopiero wyjdzie to w praniu.-powiedział Hazz jednocześnie zbierając od nas naczynia i wkładając do zmywarki.
- Dobra, to życzę każdemu udanej pracy a ty Hazz dołączysz do mnie na placu. Będziesz mi pomagał z przeszkodami.
Ciemnowłosy kiwnął głową po czym wyszłam z domu i ruszyłam do stajni. Mimo wczesnej pory dało się wyczuć lekkie ciepło, które w ciągu dnia znacznie wzrośnie i każdy będzie miał dość.
Weszłam do stajni i od razu podziękowałam chłopcom w duchu, widząc, że pod boksem Midni jest już jej sprzęt.
Wyprowadziłam siwą przed boks, ponieważ miała już założony fioletowy kantar to tylko przypięłam ją do uwiązu. Oczywiście klaczka zaczęła się wiercić i rozglądać na wszystkie strony ale to była norma, dlatego bez przerywania czyściłam ją dalej. Kiedy jej sierść lśniła, wzięłam się za kopyta. Poszło szybko i teraz kolej na siodłanie. Chłopcy postawili dzisiaj na fiolet dla Midni, ponieważ czaprak jak i owijki były właśnie w tym kolorze. No dobra. Na początek poszły owijki a potem czaprak z siodłem i ogłowie. Pogłaskałam ją po szyi po czym złapałam za wodzę i ruszyłyśmy do wyjścia ze stajni. Klacz nastawiła uszy i wyłapywała dźwięki idąc energicznie do przodu i prawie mnie nadeptując. Westchnęłam do siebie i przez chwilę miałam pomysł aby wziąć siwą jak zawsze na lonżę przed treningiem, ale ostatnio zachowywała się w miarę dobrze, więc zrezygnowałam. Przecież musi być ten moment w pracy z klaczką, że całkowicie odejdziemy od lonży przed jazdą a klacz będzie umiała się zachować.
Wprowadziłam ją na maneż, zamknęłam za nami bramkę i zajęłam się popręgiem oraz strzemionami. Po chwili wsiadłam a klacz od razu ruszyła stępem. No tak być nie może. Zatrzymałam ją i przytrzymałam tak w stójce po czym dopiero po chwili dotknęłam łydką aby ruszyła. Wyrwała się do przodu i szła bardzo energicznie. Dobra, skoro ma tyle energii to wykorzystamy to na porządny trening.
W stępie udało nam się zrobić kilka wolt i zmian kierunku. Po 10 minutach przyłożyłam bardzo delikatną łydkę a klacz od razu ruszyła sprężystym kłusem. Machnęła głową a potem zasuwała po kole, na które ją naprowadziłam. Starałam się ustabilizować jej tempo, co się udało o wiele szybciej niż zazwyczaj za co od razu ją pochwaliłam. Zrobiłyśmy ustępowanie w kłusie, gdzie klacz ładnie krzyżowała przody i tyły a potem dałam jej wyciągnąć się na przekątnej. Szło dobrze i pracowała energicznie. Różnica była widoczna. Do tej pory miałabym już powyrywane ręce a tym czasem klacz szła o wiele spokojniej niż na początku pracy. Harry akurat wszedł na maneż i przyglądał się nam chwilę a potem uśmiechnął i pokazał kciuka do góry. Odwzajemniłam jego uśmiech a potem znowu skupiłam się na klaczy. Jakaś jedna mała przeszkoda była już ustawiona, dlatego wykorzystałam ją i nakierowałam siwkę. Przeszkoda była nieokreśloną budową i miała około 70 cm. Klacz wybiła się fajnie z kłusa i przeskoczyła fajnie, ale nie marnowała też zbytnio sił na duży zapas. Pochwaliłam ją a potem zakręciłam i ponowiłam skok. Zerknęłam na postępy Hazzy z resztą przeszkód a widząc, że idzie mu to dość szybko, dodałam mocniejszą łydkę i Midni ruszyła galopem. Na początku gnała, ale szybko wyrównałyśmy tempo. Pochwaliłam ją głosowo a potem wjechałam na przekątną gdzie wydłużyłyśmy krok a chwilę potem skróciłyśmy. W galopie również porobiłam z nią wolty, przejechałyśmy slalomem żeby bardziej ją rozgrzać a potem zwolniłam do stępa i dałam jej chwilkę przerwy.
- Dzięki Hazz-rzuciłam do chłopaka, który skończył właśnie wszystko przygotowywać a potem posłał mi uśmiech i oparł się o jedną z przeszkód.
Po kilku relaksujących minutach stępa zebrałam ponownie wodze i razem z siwą przeszłam płynnie do galopu. Na początek najechałam z galopu na pojedynczego oksera, który został pokonany szybko i bardzo fajnie. Pochwaliłam ją głosowo a potem ustaliłam sobie w głowie szybko kolejność przeszkód i żeby nie marnować czasu ruszyłam od razu na pierwszą z nich. Stacjonata dość niska jak na możliwości klaczy, ale to tak na początek żeby mogła się bardziej rozkręcić. Na czystko i z prychnięciem. Uśmiechałam się do siebie jak głupia i prowadziłam Midni na kolejną przeszkodę. Okser przeskoczony bardzo poprawnie i z dobrą techniką, zakręt wyjechany bardzo fajnie bez żadnych ścin a potem mocne wybicie nad kolejną przeszkodą. Wprawdzie jakoś stało się tak, że puknęła w belkę ale ta ostała się na miejscu. Przed nami był szereg z trzech okserów. Klacz podeszła do tego bardzo dokładnie i ambitnie. Pierwsza przeszkoda wzięta fajnie, druga też a trzecią zrzuciła. No bywa. I tak ją poklepałam bo jak na takie długie stanie w boksie i przerwę w treningach to radziła sobie dobrze. Do triplebarra podeszła gwałtownie ale skoczyła na czysto. Kolejne dwie przeszkody poszły równie fajnie i przed nami był już tylko murek. Jewel nastawiła uszy w stronę przeszkody a chwilę potem byłyśmy już w powietrzu. Po wylądowaniu potknęła się, ale na szczęście szybko pozbierała i pogalopowała dalej. Utrzymałam ją trochę w galopie klepiąc po szyi i dopiero po chwili zwolniłam do kłusa i do stępa.
- Było krótko, ale dzisiaj jej starczy. Jest już mokra, przerwa zrobiła swoje. Jutro ją znowu wezmę.
- Jestem za, dobrze jej poszło a jest już mokra.
- Tylko poproszę Jusa żeby jutro on ją wziął. Ja mogę się nie wyrobić.
- Nie musisz go prosić, ja się Midnight zajmę.
- To super, dzięki-powiedziałam wielce zadowolona bo nie będę musiała latać i szukać Justina, który zawsze jest wszędzie tam, gdzie nie można go dorwać.
Hazz zaczął obniżać przeszkody bo po Nas jazdę miała Nicol z Melody a ja po rozstępowaniu siwej zeszłam z niej, oczywiście poklepałam jeszcze i pogłaskałam po szyi a potem ostatecznie popuściłam popręg i podciągnęłam strzemiona. Poczekałam na chłopaka a kiedy mógł już iść ruszyliśmy w stronę stajni. Tam pomógł mi rozsiodłać klaczkę, sam odniósł sprzęt do siodlarni a ja podpięłam do fioletowego kantaru czarną lonżę i poszłam z klaczką na spacer po plaży.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz